“Wstrząs i adaptacja kulturowa” – taki tytuł nosił wykład, na który się dzisiaj wybrałam.
Szczerze, po otrzymaniu informacji na maila o tymże wykładzie myślałam, że przybliży on nam fińską kulturę i zwyczaje. Jednak nie było tam ani pół słowa o fińskiej kulturze czy o fińskich zwyczajach. Wykład miał raczej charakter psychologiczny. Prowadzący, niejaki Jörn Severidt, w genialny i bardzo humorystyczny sposób opowiadał nam jak człowiek postrzega nowe środowisko i próbuje się do niego dostosować.
Oświadczył nam, że przebywając poza granicami swojego ojczystego kraju, nie możemy być w pełni sobą, nawet gdy bardzo chcemy. Spotykając się z inną kulturą, to my musimy się do niej dostosować, a nie ona do nas. W przeciwnym razie będziemy żyli w ciągłym konflikcie i niepotrzebnym stresie. Podkreślił również, że szok kulturowy najczęściej wynika ze złych oczekiwań.
Przedstawiając wykres adaptacji, zapewnił nas również, że prędzej czy później dopadnie nas tutaj wszystkich kryzys egzystencjalno-moralno-kulturowy …
Ale, co by nie było tak pesymistycznie, to dodał, że bardzo szybko powinniśmy z niego wyjść 😀
Jörn Severidt z pochodzenia jest Niemcem. Jako młody chłopak przyjechał na Erasmusa do Finlandii na rok.
No i jak widać, rok przeciągnął mu się na 20 lat. (Spokojnie, bilet powrotny mam już kupiony!)
Gość prowadził wykład w taki sposób, że uśmiałam się za wszystkie czasy. Oby więcej takich Profesorów!
A teraz kilka obrazków z serii “finnish nghtmares”. Prezentują one w dość humorystyczny sposób fińską mentalność 🙂
*Finowie z reguły się nie uśmiechają, ani nie patrzą w oczy* (Ale znam kilka przypadków, które zaprzeczają temu stereotypowi)
*Finowie również się nie przytulają, ani nie dają całusa na powitanie*
*No i na koniec obrazek znajomy również z Polski: “No nie, musiała usiąść obok mnie. Przecież jest jeszcze tyle wolnych miejsc gdzie indziej”*
A teraz trochę o moim największym szoku, jakiego tutaj dotychczas doznałam. Tak, dobrze widzisz – to jest kobieta w koloratce. Jak zobaczyłam Elinę po raz pierwszy na uczelni to pomyślałam, że śmieszną ma “stylówę”.
No bo która normalna kobieta nosi, sukienkę z koloratką!? To nie Ameryka, żeby wyprawiać takie dziwactwa. To nie są jednak żadne dziwactwa, a pastor kościoła ewangelickiego. Elina jest również psychologiem, który pełni swój dyżur na uczelni.
Po krótkiej rozmowie, Elina zaprosiła mnie na studencką mszę inaugurującą rok akademicki. I tak 3 godziny później siedziałam w kościelnej ławce, obserwując liturgię mszy ewangelickiej. (Ewangelicy to protestanci, czyli jeden z odłamów chrześcijaństwa).
Będąc stuprocentową katoliczką czułam się trochę jak w amerykańskim filmie, w którym występuje pastor. Brakowało tylko gospelowego chóru (ale było tam kilka dziewczyn, które ubogacały liturgię śpiewem i grą na fortepianie).
Wydaje mi się, że – poza pastorem – nie ma więcej “drastycznych” różnic pomiędzy katolikami a ewangelikami.
No dobra, może jeszcze jedno rzuciło mi się w oczy: podczas całej mszy świętej ani razu się nie uklęka.
Kielichy (albo raczej kieliszki), w których była podawana komunia pod postacią wina